Odcinamy się od samych siebie na co dzień. Niekoniecznie musi to być substancja psychoaktywna — wystarczy jakiś film, serial, seks, masturbacja, gra, książka, cokolwiek. Wszystko to może nam służyć, jeśli odpowiednio tym zarządzamy.
Nie chcę dziś czepiać się żadnej z tych, ani innych form spędzania czasu, ale poruszyć coś głębszego. Coś na tyle osobistego, że możesz traktować ten post jako prywatną wiadomość, która jest tylko między nami. Możemy tak zrobić..?
Odcinamy się od samych siebie na co dzień. Zostawanie z sobą samym/samą wszystkim nam sprawia dyskomfort. Król jest nagi, o tym się nie rozmawia. Przeczytaj to w łazience, lub przed snem… tutaj potrzebna jest prywatność.
Odcinamy się od siebie samych na co dzień. Niewiele różnimy się od osób, które biorą morfinę dla ukojenia, lub amfetaminę, aby radzić sobie społecznie. Ich nałogi są o wiele bardziej szkodliwe, ale sam mechanizm jest ten sam. Tak i my, jak i oni, uciekamy przed czymś, przed czym nie da się uciec. Uciekamy przed sobą samymi. Bez przerwy potrzebujemy jakiejś stymulacji dla naszego umysłu, przejrzeć trochę mediów społecznościowych, zobaczyć nowe memy na subreddicie, sprawdzić pocztę, czy po prostu gapić się w ekran. Potrzebujemy smalltalku i powtarzania po raz tysięczny tego samego w szkole lub w pracy… Musimy po raz tysięczny zażartować z czegoś, powiedzieć, że „raz w dupę to nie p….”, dodać potem, że „po trzech się zeruje”. Musimy powtarzać w kółko jedno i to samo…
Nie widzisz tutaj zachowania w stylu jakiegoś… zombie? Powtórzę, nie poruszamy dzisiaj żadnej z tych rzeczy. Tych reakcji, tych słów, tych zachowań, tych uzależnień… Nie, to bez znaczenia. Skup się. One mają wspólne źródło. Wspólną genezę, którą tylko Ty dla swojego życia możesz odszyfrować. Czy Twoje życie jest naprawdę Twoje..? Nie przeżywasz na codzień swojego bólu, frustracji, zawodu. Tracisz także piękne chwile radości i dumy. Wszystko dlatego, że gdy masz zostać sam na sam ze swoją psychiką, szukasz bodźców z zewnątrz, by uniknąć konfrontacji.
Nowy serial, nowe posty, nowe wideo, nowe gry… na wszystko jest czas, ale nie na Ciebie. Mijają lata, a jesteś wciąż w tym samym miejscu. Zmienia się otoczenie, zmienia się kilka twarzy, ale w gruncie rzeczy jesteś tam, gdzie byłeś/byłaś. Co wtedy, jako ludzie, robimy?
Stymulanty, żeby mieć motywację do działania.
Seriale, żeby żyć życiem zastępczym.
Alkohol, żeby zapomnieć o bólu.
Filmy, żeby znów czuć emocje.
Kannabinoidy, żeby się wyluzować.
Żarcie, żeby uwolnić endorfiny.
Opioidy, aby zaznać rozkoszy.
Hazard, żeby poczuć ryzyko.
Dysocjanty, aby stać się kimś innym.
Plotki, żeby żyć cudzym życiem.
Nikotyna, bo na to właśnie czekasz cały czas.
Internet, bo przecież się dzieje.
Delirianty, bo w tym szaleństwie przecież jest metoda.
Masochizm, bo nie umiemy już czuć.
Ta lista nie ma końca. Wszystko dlatego, że boimy się ostatecznej konfrontacji, boimy się stanąć twarzą w twarz z samymi sobą. Zintegrować swoje osobowości, znaleźć swój cień personalny, przewyższyć swoje ego i umieć czuć i kochać naprawdę. Wszystko to jest dla nas niedostępne, bo mamy dziesiątki problemów, nieporozumień, niejasności, błędów. Nie wiemy nawet o tym wszystkim, bo nie zostajemy sami z sobą ani na chwilę, bo już trzeba obejrzeć nowe wideo, lub się czymś zająć. Wykorzystujemy nawet te piękne i dojrzałe rzeczy, jak naukę na studia, czy służbę duchową, aby nas samych zakryć i stłamsić. I jak tu się czepiać, jak tu zauważyć nasze błędy, skoro tak piękne idee ich bronią, skoro tak wyniosłe cele za nimi stoją…
Cały ten cyrk tylko po to, żeby nie zostać sam na sam ze swoimi myślami. Swoim bólem, frustracją, gniewem, zazdrością, niepokojem… Oczywiście, nie wszystkie z tych odczuć musimy gloryfikować i do każdego z nas należy, gdzie postawimy granicę — co kontroluje rozum, a co emocje. Sęk w tym, że nawet nie stawiamy tych granic. My nawet nie wiemy, że jakieś granice wypadałoby postawić, że jakieś kwestie należy rozwiązać. Dla dorosłego człowieka w dzisiejszych czasach, konfrontacja z samym sobą, swoją jaźnią i konkretnymi celami jest rzeczą abstrakcyjną. Zazwyczaj liczy się tylko to, żeby „jakoś przeżyć” z pieniędzy, które mamy, wychować dzieci i „jakoś to pociągnąć”.
Nie ma w nas już nic z nas. Zostało ślepe powtarzanie algorytmu, zapłodnienie i kontynuacja tego cyklu. Za mało ludzi w ludziach. Stąd też taki nagły skok, jeśli chodzi o depresję, samobójstwa, alienację i introwertyzm. Ludzie nie umieją być sobą przed samymi sobą, a więc i przed stadem nie potrafią. Odgrywają rolę, coś tam pomarudzą, ale szczerości w tym tyle, co zbawienia w narkotykach… Spróbuj dziś, sprawdź siebie. Przecież Ciebie to nie dotyczy. Przecież nie jesteś jednym z tych, o których pisze ten koleś w swoich postach, prawda?
Usiądź wygodnie. Tak wygodnie, jak tylko możesz. Nie rób żadnej pozycji lotosu, nie układaj rąk w nic magicznego. Siedzisz? Wygodnie Ci? To teraz siedź!
Zostajesz sam na sam ze swoimi myślami i emocjami. Nie wyciszaj ich! Nie zagłuszaj! Pozwól im być… Obserwuj je. Postaraj się być bierny. Jeśli myśli przychodzą, pozwól im być i przeminąć. Jeśli coś czujesz, to czuj to. Zrozumiesz co czujesz, przetrawisz to. Nie wyciszaj umysłu na siłę. Nie musisz zamykać oczu, choć to może być pomocne.
Siedzisz? Dobrze. To Twoje myśli. To Twój mózg. Pozwól swojemu umysłowi, aby wyciągnął na wierzch to, co istotne. Pozwól potężnej machinie w Twojej czaszce działać. Odpuść, wyluzuj — to stanie się samo, bez Twojego udziału. Działa? Okej. Wytrzymaj tak przez kilka minut. Nie zagłuszaj myśli. Nie oceniaj ich! To Twój umysł. To Twoje myśli. Nie sabotuj samego siebie. Nie klnij, nie oceniaj. Siedź. Obserwuj. Pozwól temu płynąć.
To, co właśnie zrobiłaś/zrobiłeś, nazywa się medytacją. Ale taką prawdziwą medytacją, taką, która działa. Nie jakieś new-age mambo jumbo, ale prawdziwa medytacja, kiedy pozwalasz sobie być sobą i zostajesz z sobą sam na sam. Kiedy już żaden serial, żadna używka, żadna myśl nie zaprząta Twojej uwagi. Twoja uwaga jest „tu i teraz”, skierowana do środka. Nie na to, co się dzieje na ekranie, lub w cudzym życiu. Uwaga skierowana na to, co w Tobie. Bo to wszystko w Tobie krzyczy. Ujada na co dzień, bo chce w końcu wyjść na światło dzienne. I nie bój się teraz płakać, nie wstydź się. To jest wyrazem siły, a nie słabości. I właśnie takie sesje, choć raz w tygodniu, stanowią to, co pozwoli Ci być silnym/silną, nie poddawać się w drodze do celu i osiągnąć spełnienie.
Nie musisz nigdzie uciekać, nie musisz szukać niczego na zewnątrz. To, czego potrzebujesz, jest w Tobie. Dziś możesz się tego nauczyć, możesz też spędzić resztę życia w izolacji od samego siebie… możesz też to zrobić każdego innego dnia, bo mój post nie jest wcale Twoim jedynym ratunkiem. To tylko przypomnienie, jedynie mała wzmianka o tym, jaką masz w sobie siłę. Możesz to dostrzec zawsze, jesteś czymś więcej, niż myślisz. Ale skoro już to czytasz, to czy nie warto zacząć już dziś..?
Niezależnie od tego, co w życiu przeżywasz, Twoim największym problemem jest odcinanie się od siebie. Choćby to były nie wiadomo jakie intrygi, idee, plany, ambicję, lęki… to zawsze ma jedno i to samo źródło. Jedynie przestając się blokować i ograniczać, możesz wykorzystać swój cały potencjał i stać się kimś więcej.
Mam nadzieję, że ten post wskaże Ci drogę, gdzie szukać auto-sabotażu i konfliktu wewnętrznego. Bo jeśli nawet dziś tego nie rozumiesz, to zaczniesz rozumieć z wiekiem — niezależnie od rozmiaru zbrodni uczynionych przez Twych wrogów, największym z nich zazwyczaj jest Twoja własna autodestrukcja.