Kiedy i gdzie człowiek przestaje być człowiekiem..?
Codziennie, w naszych głowach.
Człowiek chory to nadal człowiek. Człowiek, który zawodzi, pęka, wybucha i sprawia przykrość też jest człowiekiem. Często rozpatrujemy czyjś charakter lub stan psychiczny pod kątem definicji chorób i odstępstw od normy. Zapominamy tutaj o najważniejszej rzeczy — owe odstępstwo to wciąż człowiek, to wciąż fragment jego istoty, tego, jaki jest. Bardzo często zdarza nam się separować jakiś aspekt drugiego człowieka i stawiać go w opozycji do jego obrazu w naszej głowie. Jednak ani ta wyodrębniona, niechciana przez nasz część owej osoby, ani jej opis w naszej głowie nie są tym człowiekiem.
Człowiek jest czymś więcej, jednak nie umiemy tego odnieść nawet do samych siebie, więc i z bliźnim nie idzie nam za dobrze. Niezależnie jednak od tego, jak definiujemy istotę ludzką, nawet spłycając jej jestestwo do układu nerwowego i sieci neuronów, wciąż jej wada składa się na jej całość. Być może ta wada przeszkadza innym, być może i powinna się stać przyczyną zerwania kontaktu, jednak nie można jej oddzielać od reszty jaźni. Rozpatrujemy bowiem wady jako jakieś odrębne jednostki, przyczepione do człowieka. Uruchamiamy myślenie, według którego “coś tam, gdzieś” jest do naprawy, tak jakby nie było już tym człowiekiem. Być może dlatego tak ciężko nam się zmienić, stać lepszymi. Przez to też szukamy rozwiązań na zewnątrz, chwytamy się wskazówek np z Internetu, zamiast szukać wgłąb. Nie szukamy przyczyny problemu i jego rozwiązania, lecz rozglądamy się za czymś, co wytłumi objawy, ukryje je w jakiś sposób.
To wszystko bardzo dużo zmienia w naszym codziennym myśleniu i kontaktach między sobą. Nie widzimy już w drugim człowieku kogoś, kto tak, jak my ma swój własny wewnętrzny świat, własne rozterki, uczucia i pragnienia. Mówi się, że aby pokochać drugiego człowieka, trzeba znaleźć w nim swoje odbicie. Mówi się też o nas jako o zwierzętach wyższych, o teorii umysłu, czy intencjonalności n-tego rzędu. Czuję, że pomału cofamy się pod tym kątem, biegnąc w kierunku obłędu. Obłędu, w którym postrzegamy własną jednostkę jako jedyną świadomą, jako bohatera jakiegoś wielkiego filmu, główną postać, przed której narodzinami świata nie było i po której śmierci świat się skończy.
Tak oczywiście nie jest, Wszechświat sobie poradzi bez nas, czas będzie zawsze płynąć, a ludzkość sobie (chyba) da radę Wydaje się to oczywiste i jeśli nad tym przystaniemy, to większość z nas to przyzna. Ale czyż w codziennym życiu nie zachowujemy się dokładnie odwrotnie? Nasze myśli uwzględniają w rachunkach tylko nas samych, czasami także najbliższych, ale przecież to też dzieje się przez nasz pryzmat — to nasze potrzeby, by “coś tam dla/do kogoś tam”.
Warto sobie czasem przypomnieć, że ten ktoś, z kim weszliśmy w interakcję również jest człowiekiem na takich samych warunkach jak my i również stanowi centrum swojego własnego świata. Jasne, zawsze jesteśmy lepsi i gorsi w różnych dziedzinach i każdego czasem “krew zalewa” z powodu głupoty drugiego człowieka. Coś w tym jest, nie jesteśmy tacy sami. Ale mamy podobną zdolność do emocji i bólu, a więc ten ktoś może cierpieć tak samo jak my. To jest dość fundamentalna sprawa, która powinna stanowić podstawę naszego rozumowania i patrzenia na świat i pozostałe istoty.
Brakuje nam tego, działamy inaczej, a więc i na co dzień mamy więcej stresu, mniej empatii i zrozumienia. Nakręcamy się nawzajem na to wszystko na wielu płaszczyznach, a z tego biorą się dalej idące problemy. Naprawdę wielu problemów świata dzisiejszego by nie było, gdybyśmy tylko zmodyfikowali sposób, z jakim patrzymy na drugiego człowieka. Nie poruszam tutaj nawet takich spraw jak rasizm czy seksizm, bo to jest o wiele głębsze niż takie wynaturzenia. One są jednym z objawów skrajności w punkcie widzenia, który dzisiaj opisuję. Człowiek jest człowiekiem i pozostanie nim bez względu, jak bardzo dehumanizujemy niektóre grupy i jak bardzo nam się coś nie podoba.
To wszystko jest bardzo ważne, bo wielu ludzi czuje się zaszczutych, nienawidzi świata i/lub siebie przez swoje choroby i to, czego nie potrafią. Na każdym kroku spotykam się spotykam się ze złym traktowaniem drugiej osoby, sam także w tym uczestniczę, nikt nie jest bez winy. Każdy z nas to robi i musimy to przed sobą przyznać, bo to pierwszy krok. Potrzebujemy chwili refleksji i przypominania sobie o tym wszystkim, żeby nie popaść w obłęd. Niestety robimy to coraz rzadziej, więc wszystko wygląda, jak wygląda. Niewiele nas dzieli od lepszego świata, a to od nas samych musimy zacząć zmianę.
Ja piszę o rzeczach istotnych, staram się wskazać czytającym coś, co w mojej opinii tu i tam jest nie w porządku… ale w gruncie rzeczy staram się coś robić, być produktywnym i przy okazji zbierać myśli i stawać się lepszym przez to, co tworzę. Nie lepszym dlatego, że komuś coś wciskam, a lepszym dlatego, że sam się czegoś nauczę, może zmienię siebie. Wszyscy tkwimy w tej walce i wiemy jakie to trudne, nie ma tutaj wyjątków. Czasami tylko udajemy, że to nas nie dotyczy, ale z wiekiem zauważamy, że się tylko oszukujemy.
Życzę nam wszystkim dzisiaj, aby szło nam jak najlepiej w tej walce.