Tematowi depresji poświęcam sporo uwagi na tej stronie, gdyż wielu chorych nawet nie zdaje sobie sprawy z choroby. Przewlekle obniżony nastrój w końcu staje się normalnością, a chorzy nie wiedzą nawet, że można czuć się inaczej. Leczenie depresji zaś jest bardzo skomplikowanym tematem i wymaga usprawnień, gdyż obecnie używane mechanizmy leków są bardzo stare, mają wiele skutków ubocznych i dla około jednej trzeciej chorych są nieskuteczne. W dodatku najpopularniejsze leki na depresję zaleczają jedynie objawy, nie dotykając źródła problemu.
Obecnie panująca hipoteza monoaminowa mówi, że za symptomy depresji odpowiada obniżony poziom serotoniny. Stosuje się więc leki mające w różny sposób zwiększyć ilość 5-HT w synapsach. Wiele różnych badań pozwoliło zobrazować mniej więcej, które z receptorów 5-hydroksy-tryptaminy odpowiadają za nastrój. Serotonina bowiem nie reguluje tylko jego, ale także między innymi głód, ciśnienie krwi, wielkość źrenic, średnicę kanalików płucnych oraz moduluje wydzielanie innych neuroprzekaźników, np glutaminianu i noradrenaliny.
Przed światem nauki stanęło trudne zadanie, gdyż okazuje się, że przynajmniej połowa podtypów receptorów moduluje w jakimś stopniu nastrój, odpowiadając jednocześnie za inne rzeczy. Skupiono się głównie na podtypie 5-HT1a i zaczęto projektować coraz to bardziej selektywne cząsteczki. Dochodzimy tutaj do tematu SSRI, SNRI, iMAO, TLPD i tak dalej. Są to grupy leków używane dziś i mają one niestety swoje lata. Co prawda projektujemy coraz dokładniejsze i bardziej selektywne cząsteczki, jednak sam mechanizm działania pozostaje od DEKAD niezmienny. Omówię najpierw powyższe grupy, żeby móc przejść do alternatywnych opcji, które pomału zyskują na popularności w badaniach.
SERT, czyli białka odpowiadające za wychwyt zwrotny serotoniny z powrotem do pęcherzyków synaptycznych. Tutaj działają wszystkie „xxRI”, jak na przykład SSRI – selective serotonin re-uptake inhibitor. Cząsteczki te działają agonistycznie na receptory serotoninowe, a także wpasowują się w białka SERT, przez co białka te nie odprowadzają 5-HT ze szczeliny synaptycznej. Prowadzi to do zwiększonego jej stężenia, a więc tym samym silniejszego pobudzania wybranych receptorów. Podobnie działają trójpierścieniowe leki przeciwdepresyjne, choć trzeba pamiętać, że uproszczeń tutaj dużo i mechanizm działania na tym wszystkim się nie kończy. Inhibitory monoaminooksydazy zaś to cząsteczki, które mają za zadanie być „wyłapanymi” przez monoaminoksydazę, czyli enzym metabolizujący monoaminy biogenne, w tym właśnie serotoninę. Dzięki takim zabiegom również możemy manipulować poziomem 5-HT.
I tutaj pojawia się kilka problemów. Bardzo dużo skutków ubocznych, obejmujących manię i inne psychozy, a nawet samobójstwa. Oczywiście nie jest to tak duży procent, jednak ryzyko należy minimalizować, stąd poszukiwania nowych generacji leków. Po drugie, u przynajmniej 1/3 osób te leki nie będą działać. Natomiast u pozostałych 2/3 leki trzeba wielokrotnie zmieniać, terapia bardzo się dłuży, a efekt przychodzi dopiero po kilku tygodniach stosowania. Ponadto, wiele osób stosujących leki skarży się, że nie czują się tak, jakby nie miały depresji, a jakby stali się bardziej puści i obojętni, odcięci od problemów. Najgorsze jednak jest to, że leki te zazwyczaj bierze się do końca życia i nigdy nie leczą one źródła problemu, maskując jedynie objawy.
Ostatnie lata przynoszą jednak bardzo obiecujące perspektywy dla przyszłości chorych na depresję. Zainteresowano się kolejnymi grupami substancji, które działają szybciej, a także skuteczniej.
Pierwszą grupą są dysocjanty, czyli antagonisty NMDA. Receptory NMDA to jedne z podgrup receptorów dla glutaminianu, neuroprzekaźnika występującego aż w 80% neuronów i stanowiącego razem z kwasem gamma-aminomasłowym coś na wzór szkieletu dla całego układu nerwowego. Układ glutaminergiczny z czasem wydaje się coraz bardziej istotny nie tylko w patogenezie chorób takich jak depresja, ale także schizofrenia, czy osobowość bipolarna. W badaniach brały udział cząsteczki takie jak ketamina (używana do znieczulenia ogólnego np dzieci oraz zwierząt) oraz dekstrometorfan, stosowany w leczeniu kaszlu oraz niekontrolowanych napadów śmiechu.
Substancje te są od dekad używane medycznie i znamy ich bezpieczeństwo oraz skutki uboczne. Jako antagonisty NMDA są one używane od lat także rekreacyjnie, w dawkach wielokrotnie przekraczających terapeutyczne, co daje nam jeszcze większą wiedzę o ich potencjalnych skutkach ubocznych. Warto jednak dodać, że działalność receptorowa tych substancji nie ogranicza się do receptorów NMDA, bowiem wpływają one także na serotoninę, acetylocholinę, dopaminę, noradrenalinę, a także receptory sigma oraz opioidowe. Zauważono także, że niskie dawki działają wręcz odwrotnie, usprawniając przewodnictwo glutaminergiczne, a niektóre z tych substancji mogą brać swój efekt także z działania na pokrewny receptor AMPA.
Leczenie ketaminą miałoby polegać na przyjęciu dawki, która nie prowadzi jeszcze do anestezji, jednak może powodować typowe dla dysocjantów doznania: dysocjację właśnie, depersonalizację, derealizację i halucynacje. Jest to jednak niewielki koszt, jeśli weźmiemy pod uwagę, że efekty te trwają około 40 minut, a efekt przeciwdepresyjny jest prawie natychmiastowy i utrzymuje się nawet do kilku tygodni – bez potrzeby przyjmowania kolejnych dawek.Zauważono sporą poprawę u osób z depresją lekooporną, a badania zostały przeprowadzone z najwyższą dokładnością – podwójnie ślepa próba, nieprzyjmowanie leków na depresję przez co najmniej dwa tygodnie przed badaniami itd. Problemem wydaje się jedynie psychoaktywność, jednak zarówno ketamina, jak i dekstrometorfan używane są od dekad na całym świecie i wydają się bezpieczniejsze od leków stosowanych obecnie. Oczywiście testowano o wiele więcej blokerów NMDA, ale te dwie substancje zdają się wykazywać najlepszy potencjał, a przynajmniej tak wnioskuję z dotychczas analizowanych przeze mnie badań.
Kolejną grupą substancji są psychodeliki, a w szczególności psylocybina zawarta w grzybach z gatunku łysiczek. Pisałem o tym wielokrotnie i będe pisać nadal, ponieważ dekady propagandy i kłamstw na temat tych substancji spowodowały wiele mitów i niechęć społeczeństwa. Niesłusznie jednak, gdyż wszelkie badania mówią jasno, iż są to o wiele bezpieczniejsze substancje od jakichkolwiek innych używek znanych człowiekowi, a ich potencjał medyczny jest ogromny. Na tyle ogromny, że niektórzy naukowcy nie dowierzają.
Problemem jest jednak to, że psylocybiny nie da się opatentować, gdyż każdy człowiek mógłby zająć się hodowlą grzybów w domu – korporacjom więc nie opłaca się wykładać pieniędzy na badania. Te, które zostały przeprowadzone, dobitnie jednak pokazują, że psylocybina jest najlepszym znanym w historii środkiem na depresję. Wyciąga ludzi także z uzależnień, zespołu stresu pourazowego i wielu innych dolegliwości, a poprawa po jednej sesji trwa niekiedy nawet pół roku, lub dłużej.
W kwestii psylocybiny co ciekawe, nie chodzi o samą cząsteczkę, a o głębokie, mistyczne przeżycie pod jej wpływem. Udowodniono, że odpowiednie warunki, tj ciche i przyjazne otoczenie, opaska na oczach, specjalista obok i muzyka w słuchawkach przynoszą najlepsze efekty. Serotoninergiki bowiem w pewien sposób wyłączają ego w naszym mózgu, a więc poczucie tożsamości jednostki. Podczas takiego doświadczenia, jednostka zdaje się zlewać z całym światem, tonąć w miłości i przyjemności, widząc swoje problemy z dystansu i nabierając rozsądku. Usuwa to mechanizmy obronne naszego umysłu, pokazuje rzeczywistość taką, jaka jest. Wyciszenie ego prowadzi do zniwelowania pętli umysłu w depresji, który cierpi i sam nakręca swoje cierpienie. Ego przecież to nie sama tożsamość, ale mechanizmy obronne, szkodliwe nawyki, wzorce zachowań i własne ograniczenia. Dochodzi do przerwania błędnego koła, które jest motorem napędowym depresji.
Odpowiednie środowisko i warunki sprawiają również, że na kilkaset sesji terapeutycznych praktycznie nie dochodzi do nieprzyjemności, złych doznań pod wpływem substancji i odpowiednia opieka terapeuty jest tutaj kluczowa. Sporadyczne (mniej niż 1 na 100) przypadki dyskomfortu pod wpływem psylocybiny dotyczą tylko osób z genetycznymi predyspozycjami do psychoz, nie mają skutków długofalowych i przede wszystkim i tak stanowią o wiele mniejszy odsetek, niż aktualnie stosowane leki na depresję.
Serotonina to jedno, ale trzeba pamiętać, że wszystkie te układy są nierozerwalnie połączone i wpływają na siebie nawzajem. Dlatego też badamy leki działające na kwas glutaminowy i inne transmitery — w końcu znajdziemy wszystkie odpowiedzi, to pewne. Pytanie nie brzmi, czy nauka sobie z tym poradzi, ale za jaki czas. To, kiedy będziemy mogli naprawdę pomóc osobom z depresją lekooporną zależy od tego, kiedy nasze społeczeństwa przestaną wierzyć w kłamstwa na temat podanych wyżej substancji i zakończą cykl bezsensownego strachu. Należy jednak podkreślić stanowczo, że nie warto ryzykować leczeniem się na własną rękę i należy korzystać ze wsparcia specjalistów.
Rewolucja w leczeniu depresji jest tuż za rogiem, a jedyne czego nam trzeba, to pieniędzy na dalsze badania i ruchu społecznego, który pomoże te zmiany przepchać. Renesans serotoninergików dzieje się na naszych oczach i w końcu wracamy do badań nad substancjami, które przez lata były blokowane i utrudniane. Gdyby nie te kilka dekad, dziś moglibyśmy już pozbyć się depresji ze świata. Lepiej późno niż wcale, dlatego przekaż proszę dzisiejszy post swoim znajomym i wspólnie zacznijmy zmieniać rzeczywistość.
Pingback:Medyczne zastosowanie klasycznych psychodelików - artykuł zbiorczy