Filozofie wschodu
Na każdym kroku można natknąć się na opinię, jakoby buddyzm czy hinduizm stanowiły religie, a nawet sekty. Jeśli człowiek odrzuca Chrześcijaństwo, zazwyczaj odrzuca też inne „wiary” lub „filozofie”. Z powodu imperialistycznej natury trzech największych religii, uznajemy za dogmat przyjmowanie natury boga jako osobowej, emocjonalnej, omnipotentnej. Nie poznajemy alternatywy, innego sposobu myślenia i odgórnie odrzucamy takie możliwości. Z jakiego powodu odrzucamy filozofie wschodu?
Cóż, sporym problemem jest tutaj fakt, iż trzy największe religie starają się dać nam gotową wiedzę, rezultat i wszystkie odpowiedzi. Sprawia to, że nie przechodzimy indywidualnego procesu myślowego, który by to wszystko analizował od zalążka, będąc napędzanym przez ciekawość i pragnienie zrozumienia. Dostajemy gotowe informacje o Królu Nad Królami, Panu Nad Panami i całej hierarchii. Odrzucamy wszystkie opcje jednocześnie, sądząc, że każda z nich wygląda podobnie. Dziś przyjrzymy się filozofiom wschodu, które proponują alternatywę. Sprawdzimy też jak ich rozumowanie ma się do współczesnej fizyki i psychologii.
Bogowie w filozofiach wschodu…
… nie istnieją! W hinduizmie modlitwa do Krishny, Brahmana itd. nie jest wcale modlitwą per se, a już na pewno nie jest formą wiary w istnienie danego bóstwa. Taka modlitwa jest formą sztuki, jest występem i grą, a także metodą na komunikację z własną podświadomością. Oczywiście nie brakuje hindusów, którzy biorą wszystko dosłownie, ale nie skreślajmy całego nurtu z tego powodu! Takie zachowania występują wśród odbiorców każdej religii i filozofii.
Świat bogów np. w buddyzmie jest reprezentacją pewnych stanów świadomości za życia ludzkiego, a nie odrębnym światem, ukrytym za magiczną płachtą, na wzór chrześcijańskiego nieba. Podobnie ma się rzecz ze światem demonów, czy duchów. Założenia tych filozofii stoją bardzo mocno w sprzeczności z istnieniem światów, do których nie mamy dostępu jako ludzie. Sam zaś „budda” nie oznacza żadnego boga, lecz po prostu człowieka ze specyficznym stanem świadomości. Pierwszy z buddów, Gautama Siddharta, również nie jest żadnym bogiem ani prorokiem. Budda Siakjamuni to zwykły człowiek, który przebył podróż, jaką każdy z nas może przebyć.
Reinkarnacja w tradycjach wschodu…
… to najprawdziwszy fakt, jeśli spojrzymy pod kątem fizyki i biologii. Reinkarnacja ma wiele znaczeń, ale skupmy się na tym najbardziej znanym: odradzaniu się w innym ciele po śmierci. Cóż, Twoje ciało składa się z biliardów atomów. Wiele z nich tworzyło kiedyś ciało np. Williama Shakespeare’a, Horacego z Grecji, czy spartańskiego żołnierza. Masz w sobie także atomy, z których składał się Adolf Hitler, a także atomy ciał dwunastu apostołów! To właśnie jest proces, który można zdefiniować jako „reinkarnację”.
Materia krąży we Wszechświecie. Średnio co pięć lat wymianie ulega każda komórka Twojego ciała. Komórki mnożą się i umierają. Kiedy umrzesz, bakterie rozłożą Twoje ciało na pierwiastki i najprostszą materię organiczną, która wróci do „obiegu” i budować będzie zarówno faunę, florę, jak i materię nieożywioną. Chodzi tutaj o samą materię, bowiem nie ma „kogoś”, kto by się odradzał, nie ma żadnego wiecznego i indywidualnego „ja”. W tym miejscu dochodzimy do podstawowej doktryn buddyjskich — Siunjata oraz Anatman.
Filozofie wschodu, a dusza, „ja”, jestestwo, esencja
Anatman, czyli brak indywidualnej duszy, brak trwałego i esencjonalnego „ja”. Nasze poczucie „ja” to jedynie konstrukt. To ego, wytwór naszych mózgów, sprawiające wrażenie, że jesteśmy odrębnymi bytami w obcym świecie. Jak można łatwo udowodnić, jest to mylne rozumowanie. Opisując jakiś organizm, można opisać go tylko w relacji ze środowiskiem. Jedno nie może istnieć bez drugiego dokładnie w ten sam sposób, w jaki nie możesz wyobrazić sobie jednostronnej monety, albo wzniesienia terenu bez odniesienia do jakiejś doliny. Rozumując na trochę głębszym poziomie dostrzegasz, że wszystkie zjawiska są nierozerwalnie ze sobą związane, a przeciwieństwa stanowią nieodłączną jedność.
Niecałe 14 miliardów lat temu, Wszechświat, cała materia, czas i przestrzeń były skoncentrowane w jednym malutkim punkcie. Nie istniały wtedy przestrzeń i czas, więc nie możemy nawet w żaden sposób za pomocą języka opisać tego stanu, nie używając mylnych określeń. Przestrzeń zaczęła puchnąć w każdym punkcie, rozszerzając się we wszystkich kierunkach, tak, że jakikolwiek punkt Wszechświata może być uznany za jego centrum. Mimo ekspansji Wszechświata i tworzeniu się skomplikowanych wzorów, wciąż jesteśmy tym samym, jednym procesem, od samego początku. Jesteśmy bogami, ale we wschodnim rozumieniu, nie zachodnim. U nas takie określenie uznawane jest za szaleństwo i herezję. Hindusi ucieszą się, gdy powiesz, że jesteś bogiem — bo w końcu zrozumiałaś(eś)!
Bycie Bogiem w Hinduizmie, to rozmycie bariery w postrzeganiu, między Tobą, a światem. Albowiem…
… oświecenie, satori, Nirwana, zbawienie, itd. to jedno zjawisko, w dodatku mierzalne naukowo.
Tak, choć na początku brzmi to bajkowo, to przecież i reinkarnację udało nam się opisać w taki sposób. Koncepcje wszelkiego rodzaju oświecenia nie są nauce obce. Chodzi tutaj między innymi o takie terminy w psychologii jak integracja osobowości, czy konfrontacja z jaźnią. Chodzi o porzucenie mechanizmów obronnych, porzucenie identyfikacji jednostki z jej ego.
Bo w gruncie rzeczy, ego, czyli TY, nie istnieje! To tylko konstrukt, połączenia w mózgu, które sprawiają pewne wrażenie. Wrażenie, że jesteśmy jakimś małym ludzikiem umieszczonym w ciele, gdzieś za oczami, jakby uwięzionym w skórze. Bardzo łatwo jednak dojść do wniosku, że to złudzenie, bowiem jesteśmy organizmem dającym się opisać tylko w obrębie środowiska. Zarówno organizm, jak i środowisko, są dwiema stronami tego samego zjawiska. Nierozerwalnie związane, jedno nie może istnieć bez drugiego, tak jak kij bez dwóch końców, czy magnes bez dwóch biegunów. Porzucenie tej mylnej identyfikacji i zrozumienie, że jest się Wszechświatem, „bogiem”, jednym z jego aspektów, to właśnie nirwana, to właśnie oświecenie.
Bóg w filozofii wschodu nie jest osobowy, nie jest starcem z brodą, który widzi i ocenia każdy Twój ruch, nie jest wszechwiedzący. Choć stwarza świat, nie wie jak to robi. Dokładnie tak jak Ty. Jak powiedział Alan Watts, nie wiesz, w jaki sposób otwierasz i zamykasz dłoń. Choć możesz zostać fizjologiem i dokładnie to zbadać, nie staniesz się w tym lepszy od kogoś, kto tego nie wie. Słońce nie dawałoby światła, gdyby nie odbiorniki (życie) i interpretacje ich umysłów i zmysłów. Dźwięk jest dźwiękiem tylko wtedy, gdy trafia do membrany w uchu i może zostać zinterpretowany. Bez tego jest po prostu falą, drganiami rozchodzącymi się w jakimś ośrodku, np. w powietrzu. Widzisz więc już, w jaki sposób stwarzasz świat, nie wiedząc jak to robisz. Jako nieodłączna część całości jesteś więc bogiem we wschodnim rozumieniu.
Intencja, subiektywna podróż i nauczyciel
Hinduizm lub na przykład buddyzm opisują świat za pomocą obserwacji, metafor i porównań. Nie zakładają żadnej wiary same w sobie. Nie wymuszają wiary, bowiem próbują za pomocą przeróżnych metod pomóc Ci zrozumieć to, czego nie da się przełożyć na język. Choć dzisiejszy post próbuje to zrobić, nie jest on w żadnym stopniu adekwatny. Chodzi o to, żeby zdobyć mądrość, a nie wiedzę. Przeżyć swój indywidualny proces myślowy, który pozwoli naprawdę zrozumieć. Zrozumieć, bo choć można na setki sposobów naukowo wyjaśnić, że ego to złudzenie, a Wszechświat jest jednym wielkim procesem, to jednak nie pozbawia nas to wrażenia bycia odrębnymi jednostkami w obcym świecie.
Właśnie tego próbują Cię nauczyć nauczyciele wschodu. Nie wymagają żadnej wiary, żadnych dogmatów, kochania jakiegoś boga na siłę, czy pustego posłuszeństwa. Ze swoim nauczycielem tworzysz dobrowolną więź, więc ma to sens jedynie wówczas, jeśli naprawdę interesujesz się takimi aspektami rzeczywistości. Nauczyciel stoi tutaj w roli człowieka, który pomaga Ci zwątpić w to, co było dla Ciebie dotychczas dogmatem oraz pójść w określonym kierunku. Albowiem nie da się zmienić ego za pomocą ego! Ślepy nie może prowadzić ślepego. Nie da się zmienić samego siebie w taki sposób, dokładnie tak, jak nie możesz wspinać się do góry po własnych kończynach, zobaczyć własnego oka bez lustra, czy ugryźć własnego zęba. Dochodzi się tutaj do paradoksu, a właściwie setek różnych paradoksów. Na pozór niemożliwych do rozwiązania, stanowiących ślepy zaułek. I właśnie rozwiązywanie tych paradoksów i zrozumienie, że pewne rzeczy są tylko złudzeniem — to jest właśnie rozwój duchowy w rozumieniu świata wschodu.
Nie będę mówić, co jest słuszne. Przypomnę jednak, że naiwnym byłoby odrzucać jakieś możliwości, jeśli nic o nich nie wiemy.
Powyższy tekst nie stanowi źródła dla definicji buddyzmu i hinduizmu, nie streszcza ich ani nie spłyca. Przedstawione zostały te ich cechy, które są najbłędniej rozumiane i którymi zajmuje się także nauka. Nawet Wikipedia nie jest dobrym źródłem, gdy chcemy zrozumieć te filozofie. Pomoże nam je opisać i o nich rozmawiać, ale nie pozwoli nam ich zrozumieć. To długotrwały proces.
Pingback:W jaki sposób psychodeliki "leczą"? - W prostym zwierciadle