Menu Zamknij

Medyczne zastosowanie klasycznych psychodelików

Wstęp

Medyczne zastosowanie klasycznych psychodelików, czyli temat, o którym ostatnio jest coraz głośniej. Dziś opowiem Wam o tym, jak LSD-25, ayahuasca i łysiczki mogą pomóc z wieloma problemami, z którymi nie radzi sobie obecna medycyna. Serotoninergiki nie tylko są skuteczne, ale również bezpieczniejsze od aktualnie stosowanych leków. W niniejszym artykule skupiać się będę głównie na psylocybinie, obecnej w grzybach z gatunku łysiczek. Źródła znajdziecie na samym dole tekstu.

Do pełnego zrozumienia tekstu przyda się uprzednia lektura artykułu pt. „Jak gadają ze sobą neurony”, opowiadającego o przekaźnictwie komórkowym. Znajdziecie go klikając w ten akapit.


Psylocybina na depresję lekooporną

Efekt przeciwdepresyjny psylocybiny wynika z agonizmu receptora 5HT2A dla serotoniny. Pobudzany powoduje on zmiany w przekaźnictwie glutaminergicznym w pewnych rejonach mózgu. Pacjent doświadcza wtedy przeżyć określanych jako „mistyczne”, „duchowe”, „ekstatyczne” i „szczytowe”. Mają one związek z fenomenem „śmierci ego„. Fenomen ten polega mniej więcej na utracie tożsamości i porzuceniu podziału ja-świat. Jednostka postrzega wtedy wszystko, łącznie z sobą, jako jedną całość, jeden odwieczny proces. Wydarzenie to nie musi wcale mieć nacechowania religijnego czy duchowego, gdyż wynika wprost z działania mózgu i neurochemii. Wraz z „rozpuszczeniem” ego, zanikają błędne przekonania umysłu, stare przyzwyczajenia i stare nawyki. Znika wszystko, co trzyma umysł w masochistycznym, błędnym kole. Co najważniejsze, sprawa dotyczy pacjentów z depresją lekooporną, którym nie pomagają używane od dekad i pełne skutków ubocznych antydepresanty. Dodatkowo, klasyczne psychodeliki nie wymagają ciągłego, codziennego stosowania, bowiem w przeciwieństwie do leków obecnej generacji, wystarczą jedna lub dwie sesje.

Wydaje się, że psylocybina „resetuje” układ neuronów do stanu pierwotnego, dziecięcego. Doświadczający wcale nie traci wspomnień ani tożsamości na dłużej, niż czas doświadczenia. Nic nie znika, a jedynie przestaje nieść tak ogromny ładunek emocjonalny. Ponadto, tryptamina ta usprawnia działanie niektórych hormonów i może stymulować dendrytogenezę, czyli powstawanie nowych połączeń w mózgu. Możliwe, że to również ma związek z terapeutycznym efektem, bowiem mózg zaczyna używać nowych szlaków neuronalnych. Stare połączenia, które wiążą się z bólem i nieprzyjemnymi emocjami przestają być używane. Ponad 3/4 badanych zgłasza efekt przeciwdepresyjny, utrzymujący się nawet do sześciu miesięcy lub dłużej. Efekt ten różni się od efektów aktualnie stosowanych leków, przy których chorzy zgłaszają uczucie pustki w głowie i apatię i choć cierpią mniej, to nie czują się normalnie. Tutaj człowiek czuje się sprawniejszy i odnowiony, podobnie jest ze zdolnościami poznawczymi.

Więcej na temat leczenia depresji i zastosowania m.in. psylocybiny pisałem tutaj – kliknij!


Medyczne zastosowanie klasycznych psychodelików

Medyczne zastosowanie klasycznych psychodelików to nie tylko psylocybina i depresja.  Pomagają one także na klastrowe bóle głowy, zespół stresu pourazowego (PTSD) i zaburzenia obsesyjno-kompulsywne (OCD). Skutecznie zwalczają również lęk związany z odejściem u osób śmiertelnie chorych. Seanse psychodeliczne to kamień milowy w życiu większości doświadczających. Przykładem mogą być szamańskie sesje z ayahuascą, czyli wywarem zawierającym DMT  i inhibitory monoaminooksydazy. Zarówno one, jak i doświadczenia przeżyte podczas badań nad psylocybiną określane są jako „jedne z 5 najważniejszych życiowych zdarzeń”. Podobnie wypowiadało się wielu znanych ludzi sukcesu na świecie, w tym Steve Jobs, określając w ten sposób jednorazową przygodę z LSD.

Świat nauki ma niemały problem z psychodelikami. Określenie „mistyczne” w stosunku do doświadczeń i działania gryzie się z czysto akademickim podejściem. Zmiany w ludzkim umyśle pod ich wpływem wynikają głównie z przeżytego doświadczenia, a nie samego dostarczenia organizmowi substancji. Problemem również jest to, że wciąż używa się takich określeń jak „psychozomimetyki” albo „halucynogeny”. Są to pojęcia wprowadzające w błąd, przestarzałe i odstraszające dla szarego obywatela. Halucynacje to jeden z efektów deliriantów i dysocjantów, a nie psychodelików. Zmiana percepcji pod ich wpływem to główny bodziec do zmian. Jeśli doświadczysz breakthrough pod wpływem N,N-dimetylotryptaminy, spędzisz wieczność w pustce, poza czasem i przestrzenią, po powrocie „na ziemię” jesteś bardzo wdzięczny. Nie tylko za to, że żyjesz i masz, co masz, ale wdzięczny za to, że cokolwiek istnieje.

Tryptamina ta jest syntezowana przez organizm człowieka, prawdopodobnie w płucach i szyszynce. Wizje doświadczane przy DMT są bardzo podobne do wizji śmierci klinicznej. Wielu hipotetyzuje, czy różne opisy spotkań z kosmitami i bytami duchowymi też są skutkiem endogennego DMT w naszych ciałach. Jeśli tak, to słusznie nazywa się doświadczenia z DMT jako „namiastkę śmierci”. Jednym z najczęstszych skutków sesji z ayahuascą jest właśnie porzucenie strachu przed śmiercią i utratą wszystkiego, czyli naszym odwiecznym i największym lękiem, który skrywamy bardzo głęboko i udajemy, że go nie ma. Tryptamina ta wydaje się prowadzić doświadczającego przez jego własną, wewnętrzną podróż. Nasze umysły dają nam nasze własne lekcje, w oparciu o całość jaźni w momencie doświadczenia. Bardzo ważna jest intencja i przygotowanie do rytuału, gdyż bez tych dwóch aspektów całość będzie tylko rozrywką i niczego nas nie nauczy.


Bezpieczeństwo medycznego zastosowania klasycznych psychodelików

Badania mówią również, że psychodeliki są bardzo bezpieczne i trudne do przedawkowania. Dawka aktywna substancji jest bardzo niska, np. działanie dietyloamidu kwasu lizergowego (LSD-25) jest wyczuwalne już przy dawce 20 mikrogramów. Jest to 50,000 razy mniej niż jeden gram. Znane i udokumentowane są przypadki spożycia dawek rzędu 100-200 miligramów (osiem osób). Wszyscy przeżyli i wrócili do zdrowia. Jest to dawka tysiąc do dwóch tysięcy razy większa, niż typowe 100-200 mikrogramów używane w celach rekreacyjnych przez doświadczonych użytkowników.

Ten sam raport wspomina o szacowanych dawkach śmiertelnych dla człowieka, w oparciu o LD50 dla słoni afrykańskich (0.1mg/kg masy ciała) oraz 46mg/kg dla myszy. Odpowiednio dla człowieka ważącego 100 kilogramów byłoby to od 10mg do 4600mg (4.6g). Jest to od 100 do 4600 razy więcej, niż przeciętna rekreacyjna dawka LSD (100 mikrogramów). Takich dawek się nie zażywa, a raport dotyczy omyłkowej intoksykacji, gdyż owi ludzie wzięli substancję m.in. za kokainę. Niska dawka aktywna to przede wszystkim mniejsze zagrożenie dla naszego organizmu. Podczas gdy 100ug (0,0001g) LSD zapewnia dość silne wrażenia, piwo 500ml ma aż 18g alkoholu etylowego, czyli 180,000 razy więcej substancji aktywnej! Stanowi to o wiele większe obciążenie dla organów wewnętrznych człowieka i jest głównym powodem różnicy w toksyczności etanolu i psychodelików.

Nie są znane przypadki uzależnienia od klasycznych psychodelików. Co więcej, można nimi leczyć uzależnienia od papierosów, alkoholu i innych substancji. Większość badań wykazuje, że u co najmniej 70% uzależnionych występuje kilkumiesięczny okres abstynencji. Opowieści osób, które rozstały się z nałogiem dzięki klasycznym psychodelikom  dają do myślenia. Okazuje się bowiem, że nagle dotarło do nich, jak bardzo niszczą swoje zdrowie i skracają swój żywot przy pomocy używek. Każdy uzależniony miewa takie przemyślenia, jednak brakuje siły sprawczej konkluzji, do jakich dochodzi się po takich rozmyślaniach. W jakiś sposób, dzięki psychodelikom świadomość szkód jakie wyrządzają używki staje się dobitna. Utrzymuje się ona w świadomości na dłużej i ma pewnego rodzaju „autorytet”, który nie pozwala wrócić do nałogu. W celu leczenia uzależnień, obok psylocybiny, najlepiej sprawdza się ibogaina, alkalkoid pozyskiwany z kory drzewa iboga.


Doświadczenie psychodeliczne

Doświadczenie psychodeliczne to coś, co społeczeństwa mylnie kojarzą z psychozami, wkładaniem dziecka do piekarnika, wychodzeniem przez okno i innymi mitami. Lata propagandy mają niestety swoje plony w postaci zakłamanej wizji działania klasycznych psychodelików. Samo doświadczenie tak naprawdę nie polega na widzeniu różowych słoni i robieniu dziwnych rzeczy. Efekty wizualne polegają głównie na fraktalizacji obrazu i obserwacji geometrycznych wzorów, jednak stanowią tylko tło tego, co najważniejsze w doświadczeniu. Nie bez powodu nazywa się te substancje enteogenami (theos – bóg). Były one stosowane przez tysiące lat przez różne plemiona w celu „kontaktu z bóstwami” i wglądu we własną psychikę.

Dziś już wiemy, że obserwowane pod wpływem psychodelików „niezależne byty” nie istnieją. Są to personifikacje różnych części umysłu doświadczającego, a kontakt z bóstwem jest kontaktem z własną jaźnią i całością swojej psychiki. Kontaktem pełnym, bez obecnych na co dzień mechanizmów obronnych i ograniczeń wynikających z ego. Przykładowo, „demoniczne” byty widziane na wysokich dawkach DMT mogą być cieniem personalnym użytkownika.

Fenomeny te zostały co prawda wyjaśnione przez naukę, ale wcale nie odebrało im to pozytywnego działania na ludzki umysł. Stosuje się je obecnie w niektórych krajach jako wsparcie dla klasycznej psychoterapii i psychoanalizy. Należy bowiem dodać, że terapeutyczny efekt klasycznych psychodelików przychodzi głównie poprzez doświadczenie pod ich wpływem, a nie samą intoksykację. Badania o których mowa zazwyczaj odbywają się w sterylnych warunkach, komfortowym otoczeniu. Używa się też słuchawek i opaski na oczy, aby uczestnik mógł w pozycji leżącej rozpłynąć się w swoim wewnętrznym świecie.


Zagrożenia

Przedawkowanie jest bardzo trudne i wymaga świadomej woli, a o uzależnieniu nie ma mowy. Jednym z faktycznych zagrożeń, o których wypada wspomnieć jest ryzyko wystąpienia i nasilenia objawów psychotycznych. Ryzyko to dotyczy osób chorych na schizofrenię i podobne choroby, lub mających genetyczne uwarunkowania do nich (np. ojca schizofrenika). Nie ma żadnych przesłanek mówiących o tym, że takie choroby mogą się pojawić u osób zdrowych, których przodkowie nie mieli danych zaburzeń.

Ponadto, u każdego użytkownika może wystąpić tzw. „bad trip„, czyli nieprzyjemna i niekomfortowa wersja doświadczenia psychodelicznego. Objawy obejmują silny strach i niepokój, wrażenie utknięcia w wiecznej pętli, wizje najgorszych koszmarów oraz przykre doznania fizyczne. Objawy te występują niezwykle rzadko (lub wcale) u zdrowych osób, a ich ryzyko minimalizuje się poprzez odpowiednie set and settings. Termin ten oznacza przygotowanie otoczenia oraz własnej psychiki do nadchodzącego doświadczenia. Większość „złych podróży” wynika z nieodpowiedniej dawki, łączenia substancji z innymi używkami oraz złym set and settings właśnie. Najważniejsze jednak, że objawy te kończą się wraz z ustąpieniem innych efektów w normalnym czasie. Pacjentowi zawsze można podać benzodiazepiny i zakończyć przykre doświadczenie.

W tym miejscu chciałbym przypomnieć dwie rzeczy. Po pierwsze, potencjalne skutki uboczne występują rzadziej, niż w przypadku aktualnie używanych leków. Po drugie, obracamy się tutaj w ramach koncepcji kontrolowanego doświadczenia w obecności lekarza. Takie bowiem warunki były zapewnione uczestnikom omawianych badań. Niepożądane reakcje występują w tej konfiguracji niezwykle rzadko, nie przekraczając jednego procenta biorących udział w badaniu. Nawet rekreacyjne stosowanie psychodelików niesie za sobą o wiele mniejsze ryzyko, niż przy alkoholu i papierosach. Udowodniono to już dawno temu. Medyczne zastosowanie klasycznych psychodelików wydaje się jeszcze bardziej bezpieczne. Specjaliści wiedzą jak zminimalizować zagrożenia i zapewnić komfort użytkownika.


Skoro to takie „super”, dlaczego tego zakazano?

Miało to motywy głównie polityczne i ideologiczne. Wiąże się to z postacią Timothy Leary’ego i powstaniem ruchu hippisowskiego. Dostęp do klasycznych psychodelików na szeroką skalę powodował zmianę podejścia obywateli na pacyfistyczne. Wszystko to, wraz z licznymi manifestacjami, skutkowało niechęcią do służby w wojsku, a konkretniej niechęcią do jakiejkolwiek przemocy. Ponadto, udane sesje psychodeliczne równają się rozstaniu ze strachem egzystencjalnym i idą w parze z indywidualnym myśleniem. Ludzie pod wpływem LSD zaczynali mniej ufać rządowej i korporacyjnej propagandzie, chcieli więcej wolności i sprawiedliwości, a także równych praw dla każdego. Władzom USA bardzo się to wszystko nie podobało, a więc media zaczęły zalewać filmy propagandowe, zakłamujące obraz substancji psychoaktywnych. Straszono śmiercią, dziurami w mózgu i innymi konsekwencjami, które nijak się miały do rzeczywistości. Ostatecznie i społeczeństwo USA oszukane takimi wizjami, zaczęło domagać się rządowych regulacji. Wkrótce reszta krajów podążyła ślepo za Stanami Zjednoczonymi i znaleźliśmy się w miejscu, w którym jesteśmy teraz. Na szczęście FDA i WHO coraz przychylniej patrzą na sprawę, a niektóre państwa i stany USA liberalizują prawo na własną rękę. Jesteśmy u progu renesansu psychodelicznego. Zmiany dzieją się tu i teraz.


Podsumowanie

Medyczne zastosowanie klasycznych psychodelików to rewolucja w psychiatrii, która czeka tuż za rogiem. Dekady zakazanych badań wkrótce zostaną nadrobione. Serotoninergiki mogą pomóc wielu chorym, dla których obecna medycyna nie może wiele zrobić. Najbardziej fundamentalną zmianą, jaka nas czeka, to zmiana podejścia obywateli do tych substancji. Wrzucanie ich do jednego worka z narkotykami pokroju heroiny czy amfetaminy to duży błąd. Musimy zmienić podejście na bardziej racjonalne i dojrzałe. Badania przemawiają za tym, aby jak najszybciej dopuścić kolejne i opracować najbardziej efektywne metody walki z chorobami i zaburzeniami umysłowymi. Jeśli tylko w końcu fakty i logika wezmą górę nad emocjami i strachem, pomożemy milionom cierpiących na całym świecie. Osobiście uważam, że warto jest walczyć o te zmiany, pisać artykuły, rozmawiać z bliskimi i udostępniać materiały edukujące o tych sprawach. A jakie jest Twoje zdanie? Podziel się nim w komentarzu.


Źródła

Badania zawarte w raporcie z 25 lat badań nad zastosowaniem psylocybiny, LSD i ayahuasci w leczeniu depresji, niepokoju i uzależnień: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4910400/#!po=30.8824
Badań są tam dziesiątki, a metodologia jest w większości na naprawdę wysokim poziomie. Omówione tam zostało wiele kwestii, których w tym artykule nie poruszyłem, więc liczba przesłanek o przydatności tychże substancji w medycynie jest jeszcze większa. Poza tym mamy mnóstwo raportów ustnych i pisemnych w Internecie. Coraz więcej osób opowiada, jak to „magiczne grzybki” pomogły im wyjść z depresji i odsunęły od samobójstw.

Raport o masowych przedawkowaniach LSD: https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/1149410/

Ponadto, anglojęzyczna Wikipedia (bazując na fragmentach z odnośnikami do badań w domenie rządowej):
https://en.wikipedia.org/wiki/Lysergic_acid_diethylamide
https://en.wikipedia.org/wiki/Ayahuasca
https://en.wikipedia.org/wiki/N,N-Dimethyltryptamine
https://en.wikipedia.org/wiki/Psilocybin
https://en.wikipedia.org/wiki/Psilocybe

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *