Menu Zamknij

Czym są klasyczne psychodeliki?


Klasyczne psychodeliki to w ogólnym ujęciu cztery pochodzące z roślin i grzybów związki chemiczne:

  • psylocybina i psylocyna – tryptaminy zawarte w łysiczkach
  • meskalina – fenyloetyloamina pochodząca z kaktusów, np. pejotla
  • dietyloamid kwasu D-lizergowego – LSD-25, tryptamina odkryta dzięki sporyszowi
  • N,N-dimetylotryptamina – DMT, tryptamina występująca w wielu roślinach

Substancje te są agonistami receptorów serotoninowych (głównie 5-HT2A) oraz, w mniejszym stopniu, dopaminowych. Wiążą się z nimi dzięki strukturalnemu podobieństwu do 5-hydroksytryptaminy, czyli serotoniny. Wywołują w ten sposób m.in. zmiany w przewodnictwie glutaminergicznym w różnych obszarach mózgu, a także inne efekty, o których opowiem w dalszej części artykułu.

Najsilniejszy serotoninergiczny psychodelik, czyli DMT, jest wytwarzany w bardzo małych ilościach w ludzkim organizmie. Wskazują na to śladowe jego ilości wykrywane m.in. w moczu. Możliwe jest, iż pełni rolę neuroprzekaźnika i działa neuroprotekcyjnie. Najprawdopodobniej za jego syntezę odpowiadają m.in. płuca oraz szyszynka. Wyjątkowe są również łysiczki, gdyż obecne w nich tryptaminy nie wykazują powinowactwa do receptorów dopaminowych. Oddziałują tylko na serotoninę, a przy naprawdę wysokich dawkach również na noradrenalinę.

Choć od dekad nie wolno wytwarzać ani posiadać tych substancji, to wszelkie badania mówią jasno – klasyczne psychodeliki to najbezpieczniejsze używki znane ludzkości. Praktycznie niemożliwe jest ich śmiertelne przedawkowanie, podobnie jak uzależnienie. Stosowane są na całym świecie od „zarania dziejów”, zarówno w celach medycznych, jak i poprzez szamanów, w celu kontaktu z bóstwami lub podróży do własnego wnętrza.

Poniżej wklejam wykres szkodliwości substancji psychoaktywnych z uwzględnieniem na szkodę dla użytkownika oraz jego otoczenia. Źródła podane są oczywiście na samym końcu artykułu.


Psychodeliki jako lekarstwo


Istnieje naprawdę szerokie spektrum dolegliwości, z którymi mogą one pomóc. Są to między innymi: depresja lekooporna, szeroko pojęta aspołeczność, lęk i ból egzystencjalny u śmiertelnie chorych, klastrowe bóle głowy oraz uzależnienia (np. od papierosów, alkoholu i opioidów). Już w połowie ubiegłego wieku wykorzystywano klasyczne psychodeliki m.in. w psychiatrii oraz psychoterapii.

Jedną z pierwszych grup masowo przyjmujących LSD byli alkoholicy. Większość z nich rozstawała się z nałogiem na kilka miesięcy już po jednej lub kilku sesjach. Wyniki były zdumiewająco pozytywne i biły na głowę wszelkie inne formy terapii. Badano również wpływ psychodelików na inne dolegliwości, zazwyczaj dochodząc do podobnych konkluzji. Na przestrzeni około dwóch dekad badań przed ich delegalizacją w 1968r. udało się osiągnąć naprawdę sporo.  Dziś ówczesne dokonania stanowią solidne filary nauki o psychodelikach i określiły początkowy kierunek badań.

Choć brzmi to niesamowicie, to jednak każdy kij ma dwa końce. Większość prowadzonych w ubiegłym wieku badań nie spełniało kryteriów dzisiejszej metodologii naukowej. Bardzo często brakowało np. próby kontrolnej lub podwójnego zaślepienia. Obecnie takie standardy są koniecznym minimum, aby na podstawie obserwacji można było wyciągać jakiekolwiek wnioski. Wpływ na wyniki badań miał także ogromny entuzjazm naukowców i nierzadko ich własne uczestnictwo w sesjach psychodelicznych.

Mimo tych wszystkich niedociągnięć w przeszłości, dziś można już powiedzieć ze sporą dozą pewności – to działa! Przeprowadzane w ostatnich latach badania zdają się potwierdzać większość wykutych w ubiegłym wieku tez. Nie można również zapomnieć o milionach nielegalnie przeprowadzanych każdego roku sesji! Zarówno zawodowcy, jak i amatorzy używają psychodelików terapeutycznie bez odpowiednich zezwoleń. Internet pełen jest opowieści osób, których życie nabrało tempa i barw dzięki tym substancjom.


Psychodeliki, a stare antydepresanty


Stara generacja leków niestety nie daje rady. Dotychczas stosowane substancje wymagają codziennego dawkowania i zaczynają działać dopiero po 2-6 tygodniach. Często i to nie wystarcza, bo wiele osób cierpiących na depresję zmuszana jest do zmiany leków, a ostatecznie i tak 1/3 z nich nie odczuwa poprawy. Depresja stała się chorobą cywilizacyjną, a skuteczność dotychczas stosowanych związków chemicznych ciągle spada. Powodują częstsze i poważniejsze skutki uboczne w porównaniu do terapii psychodelicznej. Co więcej, nierzadko pacjenci mówią o „uczuciu pustki i obojętności”, które przychodzi na miejsce depresji.

Nie chodzi o to, aby te leki demonizować, wszakże pomogły one wielu chorym. Niedopuszczalne jest jednak, aby jedyną farmakologiczną bronią w walce z depresją były związki chemiczne działające w oparciu o mechanizmy z lat 50-tych. Dziś jest już jasne, iż deficyt monoamin (serotoniny i noradrenaliny) nie jest jedynym źródłem depresji. Zwiększanie ich poziomu za pomocą blokowania białek usuwających serotoninę ze szczeliny synaptycznej lub poprzez inhibicję enzymu odpowiedzialnego za jej metabolizm nie rozwiąże wszystkich problemów.

Prawdopodobnie SSRI, SNRI, MAOi, itd. nie znikną z rynku za sprawą psychodelików, ale przestaną w końcu dla wielu być „złem koniecznym”. W przypadku m.in. psylocybiny, do osiągnięcia efektu terapeutycznego wystarczy zazwyczaj jedna sesja oraz odpowiednie nastawienie i warunki. Najcięższe przypadki depresji będą oczywiście wymagać większej ilości sesji i odpowiedniej terapii, jednak takim osobom stara generacja leków w ogóle nie pomaga. Najważniejsze jest jednak to, iż na ten rezultat nie trzeba czekać tygodniami – jest on prawie natychmiastowy.

Należy tutaj również nadmienić, iż poprawa nie jest dożywotnia. Problemy mogą i prawdopodobnie będą powracać, szczególnie, jeśli zmianom nie ulegnie otoczenie i codzienność pacjenta. Częstotliwość z jaką konieczne jest powtarzanie sesji waha się w zależności od danej jednostki. Najczęściej spotykamy się tu z okresem od trzech miesięcy do jednego roku.


W czym tkwi haczyk..?


Pomimo, iż omawiane dzisiaj substancje bez wątpienia działają i przynoszą korzyści, ciężko jest je zakwalifikować jako leki per se. Mechanizm ich działania jest o wiele bardziej skomplikowany, niż ma to miejsce w przypadku niemalże wszystkich innych medykamentów. Cząsteczki leków zazwyczaj wiążą się z białkami receptorowymi lub enzymatycznymi w organizmie. W ten sposób wywołują całą kaskadę procesów lub przeciwnie – uniemożliwiają je.

W przypadku psychodelików zaczyna się to oczywiście podobnie, ale samo w sobie nie wywoła efektu terapeutycznego. Niesłychanie istotne jest bowiem subiektywne doświadczenie osoby, która te substancje przyjmuje. Istnieje mocna korelacja pomiędzy występowaniem tzw. przeżyć mistycznych (szczytowych), a lepszym efektem terapeutycznym. Kluczowe jest tu tzw. set and settings, czyli odpowiednie nastawienie użytkownika oraz warunki otoczenia, w jakim się on znajduje.

Badania przeprowadzone w ubiegłym wieku dość jasno pokazują, że podawanie pacjentom ogromnych dawek psychodelików i pozostawianie ich samym sobie w typowo szpitalnym otoczeniu nie przynosi efektu. Takie podejście prowadzi wprost do występowania tzw. bad tripów, czyli nieprzyjemnych, a nawet psychotycznych stanów, w których jednostka zapętla się, przeżywa koszmary na jawie i doświadcza ogromnego bólu psychicznego. Takowe jednak praktycznie nigdy nie występują, jeśli dobierze się odpowiednią dawkę i przygotuje środowisko pod doświadczenie.


Set & settings


Wychodzi więc na to, że nie tylko sama farmakologia jest wystarczająca. Odpowiednie podejście, warunki i intencja, a także opieka specjalisty są niezbędne, jeśli chcemy uzyskać naprawdę solidny i trwały rezultat. Set and settings jest kluczowe nie tylko przy medycznym zastosowaniu tychże substancji, bowiem wpływa również na doznania płynące z rozrywkowego zażywania psychodelików. Dbają o to wszyscy – zarówno terapeuci, jak i psychonauci oraz ludzie chcący się po prostu dobrze bawić.

Najlepiej widać to na przykładzie MDMA, czyli 3,4-metylenodioksymetamfetaminy. Empatogen ów występuje również pod nazwami takimi, jak np. „piguła”, „molly” lub „ecstasy”. Ta pochodna amfetaminy jest świetnym narzędziem wspierającym psychoterapię. Sprzyja powstawaniu więzi i wyłącza różne mechanizmy obronne ego. Pozwala przyjrzeć się z dystansu bolesnym wspomnieniom, które nie niosą już negatywnego ładunku emocjonalnego.

Terapia pod wpływem MDMA jest jedną z najbardziej skutecznych i wg wielu terapeutów ją stosujących, pozwala w ciągu kilku sesji wydobyć na powierzchnię świadomości i przerobić tematy, które normalnie wymagałyby kilkudziesięciu sesji. Oprócz tego wszystkiego, MDMA jest również najpopularniejszym na świecie narkotykiem klubowym, wywołującym m.in. euforię, ekstazę, pobudzenie i podniesione libido. Ten przykład najlepiej obrazuje jak bardzo wewnętrzne i zewnętrzne zmienne mogą wpływać na przebieg i skutki doświadczeń z enteogenami i entaktogenami.


Psychodeliki, a „śmierć ego”


Substancje psychodeliczne wraz ze wzrostem dawki prowadzą do fenomenu tzw. śmierci ego lub śmierci psychicznej. Podobnie jak w trakcie głębokiej medytacji, świadomość zostaje zachowana, a ego zanika. Podczas takiej podróży psychodelicznej, różnica między pacjentem, a światem zewnętrznym przestaje istnieć. Nie ma już żadnego prywatnego „ja”, nie istnieje odrębna jednostka prowadząca własną narrację w obcym świecie. Cały Wszechświat, wraz z doświadczającym, jest postrzegany jako jeden proces, jedno życie, jedna całość.

Czy ego jest związane z jakimś konkretnym obszarem mózgu? Okazuje się, że tak – sieć wzbudzeń podstawowych wydaje się być najlepszym kandydatem. Nadzoruje ona większość świadomych procesów myślowych i prawdopodobnie jest również neurologicznym odpowiednikiem wyparcia. Niczym dyrygent nad wszystkimi pozostałymi częściami mózgu filtruje, co ma przebijać się do świadomości, a co nie.

sieć wzbudzeń podstawowych – źródło i informacje o autorze: kliknij tutaj

Jak wiadomo, często używane połączenia nerwowe wzmacniają się, a nieużywane zanikają. Skutkuje to utrwalaniem się wzorców zachowań i reakcji, które z czasem stają się automatyczne.Psychodeliczne stłumienie sieci wzbudzeń podstawowych pozwala na przyjrzenie się wielu sprawom z szerszej perspektywy. W mózgu zachodzi wówczas komunikacja między obszarami, które zazwyczaj nie komunikują się ze sobą. Wszystko to pozwala w jakiś sposób wyrwać się z pętli błędnych przekonań i poradzić sobie z „ego, które zwraca się przeciwko sobie”.


Nałogi, neuroplastyczność i mikrodawkowanie


W jaki sposób psychodeliki mogą pomóc w walce z nałogiem? W jaki sposób sesje psychodeliczne redukują na przykład nikotynizm? Ludzie rzucający palenie mówią, iż stało się ono dla nich nieistotne, małe, śmieszne i żałosne. Oczywiście wszyscy oni wiedzieli jeszcze przed terapią, jak bardzo szkodzi im wdychanie dymu papierosowego. Wygląda na to, że zanim spróbowali psychodelików, myśli te nie były znaczące i można było je ignorować. Szersza perspektywa i stłumienie ego przez np. psylocynę spowodowało, iż owe myśli nabrały autorytetu i mocy sprawczej.

Pojawia się również coraz więcej przesłanek wskazujących na to, że psychodeliki wzmacniają neuroplastyczność i przyczyniają się do wzrostu ilości połączeń nerwowych w mózgu. Prawdopodobnie to również odpowiada za część efektu terapeutycznego. Mózg odzwyczaja się od korzystania ze starej sieci połączeń, które odpowiadają nie tylko za złe nawyki i przekonania, ale również trzymają ego w pętlach myślowych i nie pozwalają na jakikolwiek rozwój.

Pojawienie się nowych połączeń nerwowych może odpowiadać za zmiany w osobowości i procesie myślowym, jakich doświadczają np. osoby spożywające ayahuascę, czyli szamański wywar zawierający w sobie m.in. DMT. Ciężko jest jednak wszystko to dokładnie określić, gdyż konieczne jest przeprowadzenie dalszych badań, na szerszą skalę.


Integracja doświadczenia


Jedną z najważniejszych rzeczy jest praktyka, w celu późniejszej integracji doświadczenia. Prawdopodobnie dlatego osoby, które doświadczyły tzw. przeżyć mistycznych osiągają lepsze rezultaty, gdyż łatwiej im przyjąć nową narrację i spojrzenie na świat, jakich doświadczyły podczas podróży psychodelicznych. Innymi słowy, chodzi o kultywowanie nowego sposobu myślenia, który poznaje się w trakcie sesji. To właśnie pod pojęciem „integracji doświadczenia” kryje się m.in. utrwalanie nowych szlaków neuronalnych i wcielanie w życie uzyskanego wglądu.

Takie podejście bardzo dobrze łączy się z buddyzmem, którego jednym z głównych założeń jest Anatman, czyli brak jakiegokolwiek indywidualnego „ja”, odrębności jednostki od jej środowiska. Uleganie temu złudzeniu, tej iluzorycznej separacji człowieka i Wszechświata jest wg nich przyczyną cierpienia. Głęboka medytacja pokazuje nam bowiem dokładnie to samo, co psychodeliki w trakcie przeżyć szczytowych – świadomość dalej istnieje, podczas, gdy ego zanika. Tak, jakby bez fizycznego ciała, jakiś aspekt naszego jestestwa nadal miał zachować iskrę życia.

Takie przeżycie pokazuje człowiekowi, iż nie jest on centrum Wszechświata i uczy dystansu do samego siebie. Przypomina, iż ego jest jedynie narzędziem, a nie celem i bóstwem samo w sobie. Pomaga zarówno pokonać strach przed śmiercią, jak i wyjść ponad swoją bańkę komfortu. Wygląda na to, że dzięki tym substancjom, neuronauki i psychologia coraz bardziej dochodzą do podobnych wniosków, co pradawne mądrości filozofii wschodu lub lektury genialnego filozofa, Alana Wattsa. „Umysł jest dobrym sługą, lecz fatalnym dowódcą”.


DMT oraz wdzięczność


Bardzo ciekawym zjawiskiem, jest również ogromna wdzięczność, o której wspomina Michael Pollan – autor książki pt. „Jak zmienić swój umysł?”. Przeżywając tzw. breakthrough po spożyciu wysokich dawek najsilniejszych psychodelików (np. DMT lub 5-MeO-DMT), człowiek doświadcza całkowitej anihilacji ego. Następuje kompletne zerwanie kontaktu ze światem zewnętrznym. Wszelkie bodźce przestają docierać do świadomości, która staje w obliczu nieskończoności wewnętrznego świata. Po „powrocie na ziemię”, jednostka doświadcza ogromnej, terapeutycznej wdzięczności. Nie jest to jedynie wdzięczność za swoje życie i bliskich, ale o przede wszystkim za to, „że cokolwiek w ogóle istnieje”.

Czym innym jest posiadać wiedzę o jakimś zagadnieniu, a czym innym jest przeżycie tego i fundamentalne poczucie „do szpiku kości”. Przytłaczająca wizja rzeczywistości, w której NIC nie ma, bez jakiejkolwiek formy i dualizmu powoduje dozgonną wdzięczność i fascynację zastanym po powrocie światem. Uświadamia człowiekowi jak małym i kruchym elementem jest narracja ego w obliczu ogromu Wszechświata i całej jego różnorodności.

Doświadczenie takie więc w ciągu kilku minut uczy doceniać piękno codzienności i cieszyć się nawet z najmniejszych rzeczy. Być może właśnie takie przeżycia są potrzebne ludziom, którzy nie potrafią w dzisiejszym świecie dostrzec większego sensu i pozwalają dobijać się stagnacji.

Choć niektórzy naukowcy nazywają to wszystko jednym wielkim placebo, to o wiele bardziej pasuje tu określenie „turbo-placebo”. Tak naprawdę wcale nie chodzi o to, na ile te przeżycia są jedynie wymysłem „naćpanego” umysłu i jak bardzo rozumiemy ich neurochemiczne podstawy. Liczy się głównie fakt, iż to działa. Być może terapeutom powinno wystarczyć pragmatyczne podejście i nie zgłębianie wszystkich tajemnic substancji psychodelicznych. Niezależnie bowiem od charakteru przeżyć mistycznych i osobistych przemyśleń badaczy, substancje te przynoszą wymierne korzyści pacjentom i potrafią wywołać uśmiech nawet po dekadach depresji.


Pozostałe zastosowania psychodelików


Bardzo optymistycznie wygląda również potencjalne zastosowanie DMT w walce m.in. z udarami mózgu. Cząsteczka ta, będąca prawdopodobnie endogennym agonistą receptorów sigma-1 zapobiega apoptozie komórek (procesowi zaprogramowanej śmierci).

Sporo czasu dzieli nas jeszcze od zakończenia badań klinicznych na ludziach. Badania na szczurach oraz aktualnie istniejące przesłanki pozwalają jednak sugerować, że ten potężny psychodelik uratuje życie wielu ludziom. Kluczowy jest tutaj również fakt, iż do takiej terapii wymagana dawka nie powoduje doświadczenia psychodelicznego, a set and settings nie ma w tym wypadku znaczenia.

Dużo wskazuje również na to, iż DMT powoduje nie tylko wzrost ilości połączeń nerwowych, ale również rozwój całkowicie nowych komórek. Ma to zbawienny wpływ na mózg nie tylko w przypadku udarów i depresji, ale również działa prokognitywnie w przypadku całkowicie zdrowych jednostek. W przyszłości poświęcimy cały artykuł neuroplastyczności oraz temu, jak w tej kwestii działają klasyczne psychodeliki.

Wielu artystów i publicystów używa również microdosingu, czyli względnie niskich dawek psychodelików, powodujących doznania na granicy wyczuwalności. Choć nauka dopiero zaczyna badać ten temat, już od dekad w świadomości ludzi istnieje przeświadczenie, iż substancje te wyostrzają i uwrażliwiają zmysły oraz poprawiają skupienie i kreatywność. 


Materiały dodatkowe i źródła



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *