Menu Zamknij

Społeczeństwo, czyli NIKT

Chciałbym dziś skierować Twoją uwagę na kolejny istotny problem, dotyczący nas wszystkich — jak w imię koncepcji społeczeństwa, pozwalamy poświęcać jednostki. Rozwój naszego gatunku doprowadził do sytuacji, w której w imię kolektywu i istniejących tylko jako koncepcje wartości, ślepo poświęcamy całe swoje życia. Pewne poświęcenie i ogólny konsensus są oczywiście konieczne, aby zachować jako taki spokój, porządek i bezpieczeństwo. I kiedy myślę o sprzątaniu po sobie, segregacji śmieci, tolerancji, akceptacji, niektórych zakazach i nakazach, czuję, że jest to dobre. Natomiast myśląc o roli płci w społeczeństwie, wymaganiach co do ludzi ze względu na wiek czy płeć, wrogości w imię wyznania i poglądów, o ostracyzmie wobec nie powielania tradycji i wartości innych… wtedy czuję wielkie zło. Zło, które jest o tyle straszne, że wielu ludzi czuje obowiązek i bierze sobie za punkt honoru, żeby wytykać komuś nie chodzenie do kościoła, albo, że kobieta nie siedzi w kuchni, a rozwija karierę.

W imię różnych tradycji, wyznań, oczekiwań i przez własne nieszczęścia, nakładamy ogromny nacisk na innych ludzi, bo nie żyją tak jak my. Bo kogoś nie obchodzą święta religijne, bo ktoś kocha kogoś o tej samej płci, bo ktoś nie interesuje się piłką, bo kobieta nosi krótkie włosy. To są naprawdę bardzo łagodne przykłady, bowiem w imię swoich prywatnych zasad często ośmieszamy, poniżamy innych, wchodzimy z buciorami w ich życie i nakazujemy co jest dobre, a co nie.

Zbudowaliśmy sobie w dodatku system redystrybucji, w którym każdy oddaje ponad 75% swoich pieniędzy państwu, aby otrzymać m.in. dostęp do „darmowej” służby zdrowia, która ma po stokroć gorszą jakość, niż prywatne firmy, w dodatku biorące mniej pieniędzy, niż nasze składki z wypłat. System, w którym nasze pieniądze przechodzą przez dziesiątki biurokratów, oszustów i złodziei, aby po zmarnowaniu sporej części z nich, zbudować i postawić to i tamto za zawyżoną cenę, bo ktoś musi zarobić.

System, w którym 80% wyborców wybiera ugrupowania, które od lat rujnują nasz kraj i które praktycznie niczym się nie różnią, poza kwestiami światopoglądu. Światopoglądu, w który państwo nie powinno wciskać swojego nosa, bo nic nikomu do tego, kto z kim sypia i w co wierzy. Gospodarczo wszystkie te partie to keynesistowskie, zabierająco-rozdające szkodniki, które są łase na nasze pieniądze. A mimo tego, zwolennicy tych partii wzajemnie skaczą sobie do gardeł, głupieją z roku na rok i nie pozwalają pojawić się dobrej alternatywie.

Ponadto, pozwalamy jako społeczeństwo na intoksykację alkoholem i nikotyną, jednymi z najbardziej szkodliwych używek znanych ludzkości. Jednocześnie, gdy ktoś zje łysiczki lub zapali marihuanę, czyli używki, które nikogo nie zabiły, które mają setki zastosowań medycznych i odpowiednio użyte przynoszą wymierne korzyści… krzyczymy, oburzamy się i nastawiamy się wrogo. Wszystko dlatego, że ktoś kiedyś powiedział nam, co niby jest dobre, a co złe.

Społeczeństwo, czyli nikt. I jak się nad tym zastanowić, to w sumie tak jest. Oprócz kilku niezbędnych do życia w stadzie wartości, wybraliśmy sobie setki dodatkowych, w dodatku często wzajemnie sprzecznych, stworzyliśmy z niektórych nawet system prawny i teraz tkwimy w bagnie po kolana. Teraz nawet nie możemy tego za bardzo zmieniać, bo choć to w większości tekturowe wartości, to jednak na tej tekturze stoimy wszyscy i ledwie balansujemy.

Jeśli kiedyś odwiedzi nas obca cywilizacja, to moim zdaniem popłacze się ze śmiechu. Badamy cząstki elementarne i próbujemy matematycznie opisywać rzeczywistość kwantową, a reagujemy niechęcią i agresją, bo ktoś zrobił coś, co nikomu nie wyrządza szkody i śmiał mieć swoje zdanie. Społeczeństwo, czyli stado oglądające darcie mordy w Internecie, pseudo-filozofów w czapeczce i okularach, kochające banalne i puste frazesy okraszone ładną grafiką i niby-filozoficznym wydźwiękiem, dające się oszukiwać manipulatorom w telewizji, bijące się o wyznanie, poddające wiecznej debacie tak oczywiste rzeczy, jak równe prawa osób LGBT, specjaliści od wszystkiego, od wirusa, od amerykańskiej polityki, od gospodarki…

Mam wyliczać dalej..?

Bo nie wiem jak Ty, ale ja się tym brzydzę i jeśli tak to ma wyglądać, to nie chcę być członkiem tego stada. Oczywiście nie każdy taki jest, ale społeczeństwo takie JEST. Zgubiliśmy gdzieś granicę, między kompromisem i aksjomatem o nieagresji, a wciskaniem swojego ***** innym ludziom w imię tego i tamtego. I choć i Ty i ja różnimy się zainteresowaniami i poglądami w jakimś stopniu zawsze, to chyba widzisz, o co mi chodzi.

NIE MA CZEGOŚ TAKIEGO JAK SPOŁECZEŃSTWO. To jedna z tych rzeczy, które figurują jedynie jako koncept, który jest akceptowany tylko dlatego, że jest akceptowany.

Powtórzę, nie ma czegoś takiego. Jesteś Ty. Jestem ja. Są też oni i one. Jest człowiek. Człowiek i jego uczucia, zainteresowania, pragnienia, wartości, ból i historia. To człowiek istnieje, to człowiek jest prawdziwy. W momencie, w którym godzimy się na krzywdę człowieka w imię koncepcji społeczeństwa, stajemy się oprawcami, paskudnymi pasożytami i niszczycielami. I chyba widać tutaj bardzo dokładnie, w czym tkwi problem.

Dziś na krótko, zostawiam Cię z tym wszystkim samą/samego. Nie będę mówił gdzie stawiam granicę, co ja bym zmienił, jakie wartości są tutaj nie na miejscu… Nie w tym rzecz, żeby komuś coś wciskać. Rzecz w tym, że jednostka nie powinna nigdy cierpieć dla dobra jakiejś koncepcji i nie jest moralnym, by wyrządzać krzywdę, nawet jednej istocie ludzkiej dla benefitu całych tłumów. W momencie, w którym przekładasz jakąkolwiek wartość ponad drugiego człowieka i poszanowanie jego praw, nie różnisz się niczym od brutali, o których uczyłaś/eś się na historii. I mam nadzieję, że to zabrzmiało dobitnie, bo miało tak zabrzmieć.

Liczę na to, że zrobisz użytek z tych myśli, zamiast schować je pod dywan nieświadomości. Powodzenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *