Menu Zamknij

Twój życiowy cel – jak znaleźć swoje powołanie?

Nie pytamy samych siebie, co chcemy w życiu robić i jest to problematyczne.

Kiedy człowiek ma powołanie, to nawet, jeśli jeszcze nie zarabia na tym pieniędzy, to jego praca przestaje być męczarnią, a staje się środkiem do celu. Człowiek przestaje się irytować, że musi pracować, że musi to i tamto. Zaczyna CHCIEĆ to robić, bo to zagwarantuje mu warunki finansowe, aby mógł rozwijać swoją pasję.

Moim powołaniem jest rozwijanie swojej wiedzy i przekazywanie jej dalej. Pisaniem wierszy, tworzeniem muzyki, pisaniem tutaj, rozmową z drugim człowiekiem. Chcę wychwytywać istotne rzeczy, które większość społeczeństwa przemilcza, aby motywować bliźnich do działania. Interesuję się informatyką, ekonomią, biologią, psychologią, farmakologią, teologią, filozofią, socjologią i sztuką. Znajduję czas na to wszystko dlatego właśnie, że wiem co chcę w życiu robić i kocham to. Odkąd tak jest, łatwiej jest przeboleć pracę i prywatne problemy.

Chodzi o to, aby mieć po co się budzić rano i do czegoś dążyć. Nie wiem jaką finalnie formę to przybierze, celuję w pisanie książek i podcastów z animacjami na platformach online, ale może to pójść w całkiem innym kierunku — i to jest piękne! Daleki, odległy cel może paradoksalnie osłabiać motywację, bo ciągle jest do niego jeszcze długa droga, a rezultatów nie widać. Wystarczy obrać kierunek i dać się porwać.

U każdego może to wyglądać inaczej, ale wszystko rozbija się o pytanie — co chcesz w życiu robić. Czemu nie zadajemy sobie tego pytania? Bo jesteśmy ciągle zajęci, musimy ciągle coś robić, bo tak przecież trzeba. Nie mamy czasu na to wszystko. Brzmi to trochę gorzej, jeśli ujmę to słowami: nie mamy czasu na siebie.

Warto czasem przystanąć i zadać sobie kilka pytań, bo może się okazać, że na przykład… chodzisz do pracy, której nie lubisz, aby mieć pieniądze na rzeczy, które musisz mieć i od czasu do czasu mieć chwilę wolnego, którą potrzebujesz ciągle czymś wypełniać. Nie umiesz zostać sam na sam z myślami, ciągle musisz się czymś stymulować, dostarczać jakieś treści i mieć zajęty umysł. Dla większości ludzi konieczność pozostania z sobą sam na sam prowadzi do paniki i kompulsywnego pochłaniania zazwyczaj bezwartościowych treści. A przecież poza czasem wolnym też ciągle coś MUSZĄ.

Jak więc w sobie znaleźć coś takiego? Jak uzyskać owe „powołanie”, jak łączyć przyjemne z pożytecznym? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo trudna, gdyż zanim nam się to uda, musimy poznać samych siebie. Niestety tylko wydaje się nam w większości, że znamy samych siebie. To, co jednak znamy, to nasze ego i persona, wykreowana postać w naszej głowie i przebranie przeznaczone dla głów innych. Przyjęte dogmaty, wyuczone reakcje, schematy działania i rutynowe czynności. Szufladkowanie innych, preferencje i przyjęta hierarchia wartości.

Spora jednak część naszej psychiki jest przed nami ukryta, niedostępna na co dzień. Pisałem już o cieniu personalnym, czyli ogromnej części nieświadomości człowieka, wartości i i treści, do których sięgamy tak rzadko, że już pomału wygasają połączenia w mózgu, które do nich prowadzą. I właśnie ów cień personalny przejmuje nad nami kontrolę, kiedy oceniamy innych ludzi, kiedy emocjonalnie reagujemy, kiedy działamy z automatu. Cień sabotuje nasze życia, a jeśli jesteś ciekawy/a, o co w tym wszystkim chodzi, kliknij tutaj, aby poczytać o tym zjawisku.

Co oprócz cienia personalnego? Nasze umysły pełne są nieświadomej treści, która zazwyczaj nie dociera do naszej świadomości, jednak wciąż wpływa na nas i buduje to, kim jesteśmy. Nasz gatunek wypracował sobie różne metody docierania do tej zawartości, jednak przez fakt, że większość ludzi nie wie nawet, że czegoś o sobie nie wie, to nie skupiamy się na tym jako ludzkość za bardzo. Przez to też metod jest niewiele, a i sama nauka dopiero zaczyna je badać.

Pierwszą metodą poznania są psychoanalizy i różnego rodzaju rozmowy ze specjalistą. Prowadzi on rozmowę w odpowiedni sposób, a także wprawia interesanta w odpowiedni stan umysłu, aby wszelakie nieuświadomione i zapomniane aspekty psychiki mogły wyjść na wierzch. Potrzebna jest do tego szczera intencja rozmówcy i odpowiednia wiara lub wiedza. Nie chodzi tutaj o żadną magię, ani o to, że jakiś doktorek wie więcej o nas niż my sami — a taką retorykę stosują ci, którzy wzbraniają się przed wizytą. Fakt faktem jednak, że do specjalistów chodzi wiele osób zdrowych i nie oznacza to, że ktoś jest „jebnięty”. Kiedy boli nas noga lub gardło, idziemy do lekarza, a kiedy pojawia się bezsenność lub nadmiar stresu, to powtarzamy sobie bez krzty sensu, że nigdzie nie pójdziemy, bo nie jesteśmy wariatami…

Drugą możliwością są psychodeliki i empatogeny, które powodują, że wszystkie te treści wypływają na wierzch, a jednocześnie przestają nieść ładunek emocjonalny, pozwalając na to, aby jednostka przyjrzała się sobie z dystansu i dostrzegła to, co ukryte. Muszę jednak dodać, że serotoninergiki działają tu najlepiej w połączeniu z psychoterapią i innymi formami rozmowy z lekarzem. Już teraz istnieją miejsca na świecie, gdzie można przeprowadzić dialog z psychologiem pod wpływem niskich dawek substancji takich jak LSD, MDMA, czy psylocybina. Nigdy w historii świata nie było tak efektywnych terapii i moim zdaniem to jest przyszłość, kiedyś tak będzie wyglądała każda terapia. Do tego potrzeba jednak wyplenić kłamstwa o tych substancjach ze świadomości społeczeństwa, a obecne pokolenia psychologów muszą się wymienić z następnymi, które będą już uczone takiej formy przeprowadzania terapii. Na szczęście już dziś psychologowie i psychiatrzy na własną rękę uczą się o tym wszystkim i niektórzy podejmują aktywną walkę o taką przyszłość. Niestety nie mogą legalnie zaproponować takiej formy terapii, ani nic polecić pacjentom na własną rękę.

Medytacja, kontemplacja, analiza snów — rzeczy te pozwalają wypłynąć nieświadomej treści na wierzch bez intoksykacji, czy udziału drugiej osoby. Jest to najtrudniejsza metoda, bowiem cały ciężar kopania wgłąb umysłu spoczywa na samym poszukiwaczu, który szybko się zniechęca, odczuwa na bieżąco mechanizmy obronne (i wymyśli 1000 wymówek zanim przystąpi do medytacji), a także często nie wie jak się za to zabrać (większość „poradników” medytacji w Internecie to syf, który może prowadzić do obłędu, mówię serio)…

Sposoby te będę również poruszać przy okazji następnych postów. Warto również zwracać uwagę na to, jak postrzegają nas inni i czy może nie zauważają w nas czegoś, czego sami staramy się nie widzieć. Dopiero poznając samych siebie, możemy poznać swoją pasję, to, co pokochamy na śmierć i życie. I wtedy właśnie nasz żywot będzie inny, będzie mieć motyw przewodni. Bo kiedy nawet motywem przewodnim jest rodzina i praca, to życie nadal polega na byciu jednoczesnym pasożytem i ofiarą. Ciągłym poświęcaniu się i oczekiwaniu poświęceń.

Naprawdę piękna jest miłość międzyludzka, ale dopiero, gdy znamy i kochamy samych siebie, a także gdy potrafilibyśmy być szczęśliwi sami ze sobą i tym, to robimy… dopiero wtedy żyjemy pełnią życia. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *