Wiele już pisałem na temat metod uciekania od samych siebie — używki, gry wideo, filmy i seriale, masturbacja, agresja, nienawiść… To jednak nie wszystko. Dzisiaj poruszymy temat jedzenia, w które również zdarza się nam uciekać, a u niektórych jednostek przyjmuje to formę kompulsywnego objadania się z jednoczesnym przymgleniem świadomości lub całkowitym jej (czasowym) zanikiem. Podobno jest to najczęściej występujące zaburzenie odżywiania u osób dorosłych, któremu jednak poświęca się mniej uwagi i czasu w mediach, niż np bulimii.Dzisiejszy post powstał dzięki konsultacji z osobą, która pragnie pozostać anonimową. Miała ona w swoim życiu takie epizody jak opisałem powyżej, po wielu latach dopiero je analizując i rozumiejąc, a finalnie pozbywając się problemu na dobre. Nie obyło się oczywiście bez złości na samą siebie, frustracji, lęku, wizyty u specjalisty i rozszerzania swojej wiedzy. Dziś owa osoba jest już wolna od tego problemu, jednak pamięta swoje trudności z nim związane i chciałaby razem ze mną zwrócić Waszą uwagę na ten często bagatelizowany problem.
Dlaczego wspomniałem o tym zaburzeniu w kontekście mechanizmów obronnych? Jednym z kryteriów diagnostycznych do rozpoznania BED (Binge Eating Disorder) jest utrata kontroli w trakcie epizodu, a także późniejszy żal, wyrzuty sumienia czy wstręt do siebie. Osoby chore podczas ataku jedzą bardzo szybko, pomimo braku poczucia głodu, a także mimo uczucia sytości. Dopiero naprawdę intensywny dyskomfort powoduje, iż przestają. Akty te odbywają się najczęściej w samotności i nie następuje po nich żaden epizod kompensacyjny, jak np wymuszanie wymiotów lub ekscesywne ćwiczenia fizyczne. Kiedy widzimy taki obraz tych zaburzeń, można wysnuć tezę, jakoby to inne, bardziej fundamentalne problemy natury psychicznej stanowiły podłoże pod to zaburzenie, a ono miałoby być jedynie ich konsekwencją. Wielu badaczy sugeruje podobne rozwiązania, wg których epizody BED miałyby stanowić formę kompensacji i ucieczki od zaburzeń mentalnych. Jest ku temu dużo przesłanek, ale możemy natrafić na sprzeczne wnioski — przykładowo chory może świadomie zakupić jedzenie, którym zazwyczaj się objada w trakcie epizodu i gdzieś je ukryć, ale z drugiej strony jeszcze częściej występuje niepamięć i dopiero puste opakowania informują o tym, co się zjadło.Być może taka teoria do Ciebie nie trafia, ale pamiętaj, że większość osób nadużywających substancji psychoaktywnych ma podwójną diagnozę i zazwyczaj ich częstą intoksykacja stanowi formę ucieczki od samych siebie i problemów świata wewnętrznego.
Takie zaburzenia odżywiania wydają się tutaj „mniej-złą” alternatywą, choć należy pamiętać, iż piekło piekłu nierówne. Bez punktu odniesienia, jednostka cierpiąca na BED może cierpieć tak samo (lub nawet bardziej) niż osoby uzależnione od najmocniejszych opioidów. Z naszego punktu widzenia możemy sobie dywagować nad tym, które bardziej cierpi, jednak dla obu chorych ich problem jest tym szczytowym, najgorszym i ich subiektywne cierpienie może być takie samo.Kolejną przesłanką stanowiąca, iż BED jest (najczęściej) skutkiem współistniejących zaburzeń to fakt, iż leki przeciwdepresyjne pomagają chorym i prowadzą do remisji. Często stosuje się też terapię poznawczo-behawioralną, jednak najlepiej wspierać ją lekami. Innymi grupami leków stosowanymi w tym zaburzeniu są pochodne amfetaminy oraz leki przeciwpadaczkowe.
Najlepsze skutki odnosi jednak połączenie SSRI (patrz: post o leczeniu depresji — https://www.facebook.com/349728785061147/posts/3916830391684284/ ) z psychoterapią.
Częstość epizodów bardzo się waha, od jednego tygodniowo, do nawet kilkunastu. Chora jednostka ma zazwyczaj zaniżoną samoocenę, nadwagę/otyłość (chociaż często nie występują i nie widać tego po chorych) i tak jak już wspomniałem, współtowarzyszące zaburzenia mentalne, jak depresję, zaburzenia osobowości i lęki. Często łączy się takie zaburzenia z trzymaniem ścisłej i przesadnej diety, co prowadzi zazwyczaj do błędnego koła. Dowody wskazujące na genetyczne pochodzenie zaburzenia są za małe i najczęściej łączy się je z różnymi traumami z przeszłości lub obsesją na punkcie swojej wagi. Podział na płci jest prawie bez znaczenia, z lekką przewagą kobiet, a udział chorych (przynajmniej przez pewien okres w życiu) w populacji raczej nie przekracza dwóch procent.
A na sam koniec, chciałbym jeszcze przytoczyć historię od osoby, która pomogła mi sformułować dzisiejszy post:
„Moja historia z zaburzeniami odżywiania ma swój początek we wczesnym dzieciństwie, przypada mniej więcej na okres podstawówki. Zakończyła się stosunkowo niedawno. Być może jest to odważne stwierdzenie z mojej strony, z uwagi na często występującą „nawrotowość” zaburzeń, jednak tego wolę się trzymać. Miały one dość specyficzny przebieg jak na zaburzenia odżywiania, gdyż nie polegały na „wytrząchnięciu” całej lodówki i spożywaniu wszystkiego co na widoku, lecz na wyszukiwaniu poukrywanych, cudzych słodyczy w trudnych momentach. Dla dziecka była to przede wszystkim samotność i pustka, dla nastolatki odreagowanie po ciężkim dniu w szkole, zminimalizowanie stresu i „ruszenie” mózgu do dalszej pracy, w dorosłym życiu podobnie dołączając do tego zabicie nudy i wyładowanie frustracji. Bywały momenty lepsze, w których przeważało obsesyjne liczenie kalorii i ważenie wszystkiego, by przypadkiem nie przekroczyć limitu (o wiele za niskiego jak na moje ówczesne zapotrzebowanie) i ścisłe trzymanie się godzin posiłków. Bywały również te gorsze, w których wszelkie hamulce puszczały i jedyne co można było zrobić, to pozbyć się wszystkiego w oczywisty sposób. Dodać do tego ciągłe wyrzuty sumienia po zjedzeniu czegokolwiek, ważenie się, ciągłe oglądanie w lustrach i przymus do nie lubianych form wysiłku fizycznego. Ponadto beznadziejny stan psychiczny — wręcz depresyjny, niskie poczucie własnej wartości, zaburzone poczucie piękna i brzydoty, a nawet fizyczne zaburzenia hormonalne. To tylko zarys, nie opisałam tu całej gamy psychicznych problemów z którymi borykam się do dziś, świadomie, bądź nie. Jedyne co mogę zrobić, to przestrzec przed rzekomo niegroźnymi formami zaspokajania się psychicznie i polecić wizytę u specjalisty.”
Sam mam ten problem. Wiem dobrze o czym piszesz i dziękuję za dodatkową dawkę informacji na ten temat 🙂